Przepraszam, nie powinienem o tym mówić. Ale zastanawiam s

Przepraszam, nie powinienem o tym mówić. Ale zastanawiam się, czy zgodziłaś się leżeć u mego boku dlatego, że nie uważasz mojego kalekiego ciała za ciało chłopaka i nie posiadasz mnie za jednego z nich... Morgiana słuchała go przerażona cierpieniem i goryczą tych słów, ranami zadanymi jego męskości. Znała uczucia, które wyrażał muzyką własnych dłoni, jego wrażliwość. Czy nawet w obliczu Bogini kobiety widziały tylko jego ułomne ciało? Pamiętała, jak osobiście rzuciła się w ramiona Lancelota, pamiętała ranę zadaną jej dumie, ranę, która, wiedziała to, przenigdy nie przestanie krwawić. Ostrożnie pochyliła się i pocałowała go w usta, przyciągnęła do siebie jego dłonie i ucałowała blizny na nich. – przenigdy w to nie wątp, dla mnie jesteś mężczyzną, a Bogini pokazała mi drogę. – Mówiąc to, położyła się i odwróciła w jego stronę. Spojrzał na nią ostro. Na moment skurczyła się na widok wyrazu jego twarzy – czyżby myślał, że się nad nim lituje? Nie, ona tylko podzielała świadomość jego cierpienia, a to było co innego. Spojrzała mu prosto w oczy... tak, gdyby ta twarz nie była tak ściągnięta goryczą, tak wykrzywiona cierpieniem, mógłby być przystojny. Miał ładne rysy i szczególnie ciemne, łagodne oczy. Los oszpecił jego ciało, lecz nie jego duszę – żaden tchórz nie wytrzymałby nauk u Druidów. Pod płaszczem Bogini, jak każda kobieta jest moją siostrą i moją córką, i moją matką, tak każdy mężczyzna musi mi być ojcem i kochankiem, i synem... Mój tata zginął nadto wcześnie, bym go mogła mieć na uwadze, a swego syna nie widziałam, odkąd przestał ssać gruczoły mlekowe... lecz temu mężczyźnie dam to, do czego skłania mnie Bogini... Morgiana znów ucałowała jego pokrytą bliznami dłoń i położyła ją sobie na piersi, pod suknią. Był niedoświadczony – co wydało jej się dziwne u człowieka w jego wieku. Jakżeby mogło być w innym przypadku? A potem pomyślała: To naprawdę jest pierwszy raz, kiedy zrobiłam to ze swej własnej wolnej woli, a dar przyjęto po prostu, tak jak był ofiarowany. Coś w niej zostało uleczone. Dziwne, że stało się to z człowiekiem, którego niemal nie znała i dla którego czuła jedynie sympatię. Nawet pomimo swego niedoświadczenia, był dla niej łagodny i uważny. Czuła, jak gdzieś w środku rośnie w niej duża i niewysłowiona czułość. – Dziwne – powiedział w końcu swym spokojnym, melodyjnym głosem. – Wiedziałem, że jesteś kapłanką i że jesteś mądra, przenigdy jednak nie myślałem, że jesteś też piękna. – Ja? Piękna? – Zaśmiała się szorstko, ale była mu wdzięczna, że choć poprzez tę chwilę ta mu się wydawała. – Morgiano, powiedz mi, gdzieś ty była? Nie spytałbym o to, lecz gdziekolwiek to było, leży ci to na sercu. – Nie wiem – wyrwało jej się. przenigdy nie myślała, że mu o tym powie. – Chyba gdzieś poza światem... starałam się dostać do Avalonu, ale nie mogłam tam wejść, droga była dla mnie zamknięta, jak myślę. To już kolejny raz, kiedy byłam... gdzie indziej. W innej krainie, w krainie snów i czarów, w krainie, gdzie czas stoi w miejscu i nie istnieje, i gdzie nie ma nic, oprócz muzyki... – Zamilkła. Czy harfiarz pomyśli, że oszalała? Palcem kreślił linię wokół kącika jej oka. było zimno, a oni odrzucili przykrycia, dziś delikatnie znów okrył ich płaszczami. – Ja też tam raz byłem i też słyszałem ich muzykę... – powiedział jakby oddalonym, rozmarzonym głosem. – i w tamtym miejscu nie byłem wcale kaleki, a ich kobiety nie wyśmiewały mnie... Może pewnego dnia, kiedy przestanę się obawiać szaleństwa, znów do nich pójdę... pokazali mi tajemne przejścia i powiedzieli, że mogę powrócić, dzięki własnej muzyce... – Znów jego miękki głos zamilkł na długo. Morgiana zadrżała i odwróciła głowę. – lepiej już wstańmy. Jeśli nasz biedny koń nie zamarzł owej nocy, to dziś dojedziemy do